||

Dzień rodzeństwa, czyli po co komu młodszy brat.

Dzień rodzeństwa

Dzień rodzeństwa wypada 10 kwietnia i mimo, że daleko mu do popularności, którą cieszą się dzień matki, dzień ojca czy dzień kobiet, to postanowiłam o nim dzisiaj wspomnieć. Dlaczego? Mam wrażenie, że nie doceniamy siły jaką może dać nam bliski kontakt z bratem lub siostrą. Oczywiście spotykamy się, wymieniamy telefonami, grzecznie pytamy co słychać, ale nie zawsze pozwalamy sobie na bliskość, szczerość i otwartość na które ta relacja ma zasób. Skąd się to bierze? Powodów pewnie jest tak wiele, jak ludzi. Czasami nie zauważamy, że brat czy siostra dorośli, zmienili się. Bywa, że odzywają się jakieś zazdrości z przeszłości. Zdarza się też, że miedzy rodzeństwem stają ich nowe rodziny. Jeżeli tak jest w Waszym przypadku to wykorzystajcie dzień rodzeństwa jako pretekst, żeby waszą relację odbudować. Zadzwońcie, napiszcie, spotkajcie się, bo bardzo, bardzo warto pielęgnować tę więź. Ja mam brata i mimo, że nie mogę się zdecydować czy jesteśmy bardziej różni, czy bardziej do siebie podobni, to jedno wiem na pewno. Mój świat bez niego były do kitu.

Dzień siostry

Mój brat sprawia, że dzień siostry obchodzę w zasadzie codziennie. Zawsze kiedy się widzimy, czy słyszymy to mam poczucie (ufam, że to wzajemne), że czekał na to spotkanie czy telefon co najmniej od rana. Nie ma drugiego człowieka na tym świecie przy którym tyle się śmieję. Jest moim najlepszym kumplem – takim do tańca i do różańca, zna mnie na wylot, jest bezlitośnie szczery i bezgranicznie wspierający.

Szczerość i nasza naturalna gotowość do przyjęcia jej od rodzeństwa jest największym benefitem tej relacji. Warto o tym pamiętać i z tego korzystać nie tylko w dzień rodzeństwa, ale na co dzień przede wszystkim.

Czy zawsze jednak mieliśmy z bratem tę wzajemną łatwość przyjmowania szczerości? Chyba jednak nie. Dzieli nas spora różnica wieku. Każde z nas niechlubnie zrealizowało się w roli  „kabla i skarżypyty”, co budowaniu wzajemnego zaufania nie posłużyło. Mieliśmy też, jak wiele rodzeństw pewnie, fazę walki o względy rodziców i reszty świata oraz etap zazdrości i rywalizacji między sobą.

Z czasem daliśmy sobie jednak szansę, żeby poznać się od nowa. Zrozumieliśmy i zaakceptowaliśmy miejsca, gdzie się różnimy i teraz siłę, którą daje ta „sama krew” wykorzystujemy na maksa.

dzień rodzeństwa, czy szczerość do bólu.

Szczerość to cudowna cecha. Niby jej pożądamy, ale czasami wcale nie jest łatwo przyjąć gorzką prawdę. No chyba, że te wieści dystrybuuje brat lub siostra. Nie ma innego kanału, żeby przyjąć prawdę w tak dużej dawce, tak szybko i tak bezboleśnie. No może z tym bezboleśnie trochę przesadziłam. Jednak przyznajcie sami, że prawda z ust rodzeństwa smakuje inaczej. Jeśli nawet nie wchodzi, jak zimne piwko latem, to przynajmniej nie smakuje jak jodyna za czasów Czarnobyla. Czemu tak się dzieje? Rodzeństwo zna nas naprawdę dobrze. Widzieli nasze pryszcze. Słyszeli kłótnie z rodzicami. Wiedzą jak kiwaliśmy narzeczonych i narzeczone.  Oberwali od nas więcej niż kilka razy, a i tak ciągle nas lubią. Mamy więc do nich zaufanie tak duże, że trudno wyobrazić sobie większe.

Podczas, gdy nasi przyjaciele robią wszystko, żeby gorzkie pigułki prawdy zapakować w półcierpkie cukierki, nasze rodzeństwo „wali prosto z mostu”. Mamy przecież za sobą kilka dekad doświadczenia w robieniu sobie złośliwości, w byciu uszczypliwymi, więc mówienie wprost jest dla nas jak oddychanie. Z drugiej strony nie musimy się matrwić, czy nasze rodzeństwo, które obdarzyło nas prawdą wytrzyma naszą ewentualną nadmiernie spontaniczną reakcję, bo lata kłótni i bójek ich na to uodporniły. Wiadomo, że jak bardzo intensywna nie nastąpiłaby wymiana zdań między nami to i tak się pogodzimy.

I został jeszcze ostatni najważniejszy powód. Mamy pewność, że to co się między rodzeństwem wydarzy, między rodzeństwem zostanie.

Dochowywanie rodzinnych sekretów to nasza specjalność. Nawet jeśli młodszy brat kablował, że siostra zamiast się nim opiekować całowała się z chłopakiem. Jeśli nawet wredna siostra donosiła, że brat podpijał whisky, a butelkę uzupełniał wodą to i tak rodzeństwo wie, że nic co naprawdę rodzinne poza rodzinne ściany się nie wydostanie. Wszytko to sprawia, że szczerość, którą mamy jako rodzeństwo sobie do zaoferowania jest niezaprzeczalnym fundamentem naszych relacji.

Dzień rodzeństwa, czyli szczere pytania do chłopaka.

Szczerze rozmawiam z moim bratem o wszystkim, ale najsilniej braterskiej szczerości doświadczam, kiedy radzę się go w sercowych sprawach. Mój brat zawsze, ale to  zawsze, bez cienia najmniejszej litości zabija moje wszystkie złudzenia, kiedy bezsensownie zakochana próbuję złapać się jakiejś nadziei. Potrafi ze mną tygodniami analizować moje love story. Mogę liczyć na męską perspektywę. Zdradził mi nie jeden męski sekret, który rzucił nowe światło na starą sprawę. Wiem, że zabierze mnie na najlepsza imprezę ku pocieszeniu złamanego serca. Jednak nigdy, przenigdy nie ściemnia, nie pociesza dla zasady i nie daje fałszywej nadziei. Wyznaje zasadę szybkich, chirurgicznych cięć, na które nikt inny nie byłby w stanie się zdobyć.

Tylko jemu jestem w stanie wybaczyć tekst: „No w tej fryzurze Sis, to raczej nikt się w Tobie nie zakocha”. On jedyny bez obaw o swoje życie może skomentować bałagan w moim aucie, wytknąć mi rodzicielskie wtopy, albo nabijać się z mojego złamanego serca, nieudanych randek i wielkich miłości, które okazywały się być wielkimi fejkami.

Dzień brata.

Mój brat nie miał ze mną lekko. Kiedy się urodził postrzegałam go raczej jako komplikację, a nie największe szczęście świata. Wiem, że powinnam się cieszyć z jego narodzin, ale dużo beczał, zajął połowę mojego pokoju, cały czas mamy i większość podziwu ojca, który wiadomo mi się należał. Pózniej nie było lepiej. Podczas, gdy ja polaryzwałam ludzi dzieląc ich na tych, którzy mnie uwielbiali i tych, których wkurwiałam, on był uwielbiany przez wszystkich. Miły, uprzejmy, zabawny i utalentowany od dziecka. BRRR! No nic tylko Małolata nie znosić! Chłopak jednak i z tym sobie poradzić potrafił. Wytrwał i najwyraźniej to ten przypadek, kiedy sprawdza się powiedzenie, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Nie dość, że przeżył, to szybko zaczął mi się rewanżować tak skutecznie, że zdecydowałam, że lepiej Smarkacza polubić i mieć go po swojej stronie.

Dzień rodzeństwa, czyli nasz dzień.

Czasami się zastanawiam jak daliśmy radę przeżyć nasze dzieciństwo i wczesną młodość mieszkając razem. Wrzało nie jeden raz. Ja jako naczelny kujon terroryzowałam go, bo oddychał za głośno i nie mogłam się uczyć. On już wtedy planował karierę muzyka, więc grał mając w nosie moje kujońskie zapędy. Ja uczyłam się do rana, on do rana uprawiał rock’n rolla. Ja się buntowałam, ale trzymałam się domowych zasad. On kiwał głową i zgadzał się ze wszystkim, chwilę pózniej łamiąc każdą domową regułę. Jego wkurzał mój kij w tyłku, a mnie jego zbyt wyluzowane do życia podejście. Ja nie mogłam znieść tego, że mnie lekceważy, a jego zabijało to, że ciągle wiedziałam lepiej (ale wiedziałam:)).

Niemniej od zawsze był tym na którego pomoc, wsparcie i towarzystwo mogłam liczyć. Wkurzałam się, że dostawałam go w pakiecie do wszystkich wakacyjnych wyjazdów. Jednak prawda jest taka, że do dzisiaj wyjazdy z nim są niezwykłe. Nigdy nie trzeba było mu tłumaczyć po co komu taniec na cześć Słońca. Pierwszy rzucał się w trzciny ratować kajak i wiedziałam, że bez mrugnięcia okiem potwierdzi każdą powakacyjną „ściemę”, którą „musieli”usłyszeć rodzice.

Był przy każdej mojej przeprowadzce. Jest ulubionym wujkiem mojego dziecka i moim najlepszym kumplem na imprezy. Mogę mu powierzyć każdy sekret. Nigdy mnie nie ocenia i milion razy udowodnił, że mogę na niego liczyć. Staje na wysokości zadania zarówno, kiedy chodzi o sprawy życia i śmierci, jak i te znacznie mniejszej wagi. Twierdzi co prawda, że czytanie tekstów o orgazmie sutkowym, czy wibratorach, które są autorstwa jego własnej siostry to wielkie bleee, ale wiedząc jakie to dla nie ważne przeczytał i zrecenzował je wszystkie.

Pewnie nie jesteśmy tu żadnym wyjątkiem. Możemy się kłócić i prawić sobie złośliwości godzinami, ale niech ktoś inny o drugim chociaż źle pomyśli….ogień i krew. Bracie! Dzień rodzeństwa to tylko pretekst, żeby powiedzieć całemu światu, że mam najlepszego brata ever!  Oraz, że wybaczam Ci podstępne zajęcie fajniejszego pokóju:).

Dzień rodzeństwa, czyli czego z bratem nie robimy na co dzień

Przyjaźń przyjaźnią. Są jednak rzeczy, których z bratem nie robimy, żeby nie musieć wykorzystywać dnia rodzeństwa jako pretekstu do godzenia się. Wiemy, że nie będzie zgody jeśli wkroczymy na niebezpieczne wody.

  • Porównywanie dzieci jest jednym z tych miejsc, których nie odwiedzamy. Uwielbiamy wzajemnie nasze dzieci, ale wiemy, że są różne i różnie utalentowane. Unikamy więc przechwalania się i popisywania tym, które co potrafi, jak szybko i czego się uczy.
  • Mamy też niepisaną zasadę, że nie omawiamy „nie – zalet” naszych żon, mężów, partnerów i partnerek (zależy od momentu życia). Jak bardzo nie chcielibyśmy temu zaprzeczyć, to rzadko kto jest doskonały dla naszego rodzeństwa.
  • Od dawna też nie dajemy sobie dobrych rad w stylu na Twoim miejscu…Zostały nam pewne urazy z przeszłości, więc w tym miejscu jesteśmy ostrożni.
  • Unikamy też przesadnego chwalenia się swoimi sukcesami i przede wszystkim niczego przed sobą nie udajemy. Żadna ściema nie ma tutaj szans. Za dobrze się znamy.

A co mój brat sądzi o mnie możecie obejrzeć tutaj.

Podobne wpisy