Żałoba – moje spotkanie z cieniem

Żałoba

Żałoba. Wydaje się, że napisano o niej wszytko. Niestety, w tym wypadku wszytko, to dużo za mało. Przeczytasz wszytko, a i tak nic o niej nie wiesz dokąd któregoś dnia nie spotka Ciebie. Jak ją przejść? Nie znam odpowiedzi. Myślę, że każda żałoba jest inna, bo każdy z innym cieniem się podczas tej drogi spotyka. Niewiele jest tu podpowiedzi, nie ma dróg na skróty i ułatwień dla VIP-ów też nie ma. Jest jednak spora szansa, że jak tę drogę przejdziesz, to wiele się o sobie nauczysz.

Żałoba i ból rozrywający serce

Zadzwoniłam tak jak dzwoniłam często. Tym razem jednak nie odebrała mama. Odebrała cisza. Chwilę później największy mój strach patrzył mi w oczy i pytał: No i jak? Jak się czujesz, kiedy to czego tak długo się bałaś wreszcie się zdarzyło? Odkąd pamiętam miałam w głowie jedno pytanie. Spychałam je najgłębiej jak się dało. Zaklinałam rzeczywistość. Przecież jest jeszcze młoda, energiczna, szalona… Nieśmiertelna…? Nie była. Pytania nie dało się już nigdzie schować. Dudniło mi w głowie. Rozsadzało czaszkę…Jak będę bez niej żyć????  Bez jej miłości, mądrości i bezwarunkowego wsparcia????  Bez sobotniej kawy, bez żartów, bez czasu, który zawsze dla mnie miała? Jak???

Tego popołudnia przestało bić serce mojej mamy, a moje rozpadło się w przeokrutnym bólu. W bólu, który mógłby zabić słonia. Dlaczego więc nie zabił mnie? Nie wiem. Może wola życia jest większa niż wszytko inne i każe nam żyć kiedy myślimy, że żyć się już dalej nie da…

wykrzykiwałam światu, żeby się zatrzymał, ale nie miał tego w planach

Nie wiem kiedy pojawili się wokół mnie ludzie. Było ich mnóstwo. Mówili coś do mnie, składali kondolencje, ściskali, pocieszali, a ja chciałam kazać im wszystkim iść do diabła. Dziwne? Nie.

W takich chwilach człowiek ma poczucie, że inni gówno wiedzą, że nic nie rozumieją i że nie smucą się wystarczajaco bardzo. Wiesz, że zaraz sobie pójdą do swoich żyć, a Ty zostaniesz z tym całym bólem, niezrozumieniem i niezgodą sama. Jedyne czego pragniesz, to, żeby świat się zatrzymał, żeby przestał pędzić, mówić, śmiać się. Chcesz, żeby się wyłączył, żeby był smutny tak, jak Ty jesteś. Świat się jednak nie zatrzymuje. Bezdusznie pędzi dalej.

Tego styczniowego dnia Słońce zaszło jak miało w planach. Ktoś się gdzieś pewnie zakochał. Ktoś inny się odkochał. Komuś urodziło się dziecko. A ktoś jeszcze wyruszył w wymarzaną podróż dookoła świat. A ja? Ja siedziałam i nie mogłam uwierzyć, że wszytko jest prawie tak samo jak wieczór wcześniej. Poza tym jednym. Zniknęła Ona.

Żałoba i Taniec z cieniem

Gdyby przed śmiercią mamy ktoś mnie zapytał jak przejść żałobę, powtarzałaby mądrości z psychologicznych książek. Radziłabym, żeby nie udawać dzielnej, przyjmować pomoc, nie wypierać bólu, nie zagłuszać straty, nie ubierać masek, nie tchórzyć przed bólem. Kiedy wybiła godzina zero próbowałam stosować się do własnych rad. Żałoba jednak, jak każda życiowa niespodzianka – wyciągnie z Ciebie prawdę. Wszystko co masz nieprzerobione, wstydliwe czy wyparte wyjdzie z Ciebie, zagra Ci na nosie i powie sprawdzam. Nie masz szans niczego przed nią ukryć i niczego udawać. Żałoba prześwietli wszytko i paluchem prawdy dotknie to, czego przez lata w sobie widzieć nie chciałaś. I wbrew deklaracjom nie będziesz robić tego co słuszne i dla Ciebie dobre, tylko to do czego popchną Cię Twoje najciemniejsze z ciemnych cienie.

Każdy z nas ma jakaś dziurę w sercu, jakiś cień, który żałoba z niego wydrapie. Spotkałam takich, których żałoba starymi grzechami dusi. I takich, którzy krztuszą się życiem, bo bojąc się końca, próbują nachłapać się go na zapas.

Mnie dopadł lęk przed samotnością. Straszny to demon. Wypełz ze mnie i nie dał mi odetchnąć nawet na chwilę. Mierzyłam się z poczuciem samotności tak silnym, że nie próbuję go nawet opisać. Na zewnątrz jadłam, piłam, uśmiechałam się uprzejmie do światła, a w środku codziennie schodziłam do piekła. I co zrobiłam? Zamiast z tym cieniem się zmierzyć, uciekałam w pracę. Pracowałam tak długo i tak intensywnie, że niemalże wyczerpałam całą życiową baterię. Dlaczego o tym piszę? Ku przestrodze. Bo warto wiedzieć, że jeśli nie zatrzymasz swoich najczarniejszych schematów w porę, to podróż przez ocean smutku, może okazać się podróżą z biletem w jedną stronę.

Masz tyle powodów, żeby żyć

Nie sądzę, że do żałoby można się przygotować. Czuję jednak, że warto osadzić w sobie wiedzę, że jako, że żałoba wymaga od nas stawienia się do strasznego bólu, to zdarzyć się może, że świadomie lub nieświadomie będziemy dążyć do tego by tego bólu nie czuć. Jak? Różne i podstępne mamy na to sposoby. Jedni spróbują się zapić, inni bedą randkować na zabój, a jeszcze inni spróbują się na śmierć zapracować.

Tak wiem co powiesz…Ale przecież tak nie można? Jest tyle powodów by żyć!

Oczywiście. Przecież wiedziałam, że mam milion powodów, żeby żyć. Jest mnóstwo osób, które mnie kochają i wiele takich, które mnie potrzebują. Wiedziałam, że życie to niezwykły dar i wiedziałam też, że mam dużo do zaoferowania światu, a świat ma sporo pięknych rzeczy dla mnie. Problem jednak w tym, że kiedy czujesz ból, który codziennie rozwala Ci serce na miliard kawałków, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Mówienie komuś w takiej sytuacji, że ma dla kogo żyć, przypomina wciskanie dziecku łyżeczki z kaszką i powtarzanie mantry „Za mamusię, za babcię i za dziadzia”. Gówno daje…

Jednym z moich najcenniejszych odkryć dokonanych podczas żałoby jest to, że nie da się wykrzesać z siebie chęci życia dla kogoś. Jak na dłoni wtedy widać czy żyjesz dla siebie czy dla męża, dziecka, mamy czy taty. Jeżeli czerpiesz motywację z zewnątrz, to co Cię zmotywuje do życia, jeżeli motywacja zniknie? Nikt w takiej sytuacji Ci nie pomoże, żadne kopanie w tyłek, żadna pomocna dłoń na nic się zdadzą jeśli sama nie podejmiesz decyzji – chcę żyć!

Ale jak żyć?

Dzisiaj wiem, że uratowałam się w ostatniej chwili. Byłam o krok od depresji, która nie wiem jak by się dla mnie skończyła. Uratowało mnie morze. Gdzieś pomiędzy Francją a Anglią, zszargana chorobą morską, brudna, niewyspana, w 50 godzinie trudnej żeglugi usłyszałam, że kolejne 20 godzin nie wejdziemy do portu. Chcieliśmy, ale morze miało na nas swoje plany. Wtedy właśnie każdą komórką ciała poczułam, że na próżno mi wierzgać, burzyć się i z tym dyskutować. Są rzeczy na tym świecie, na które naprawdę nie mamy wpływu. Nie ma więc sensu tracić energii na żal i zgrzytanie zębami. Zwłaszcza jeżeli masz jej w sobie jak na lekarstwo.

Śmierć zawsze przychodzi nie w porę. Zawsze też jest coś, co mogliśmy zrobić lepiej i coś co zrobiliśmy, a czego zrobić nie powinniśmy. Tyle, że tak jak nie ma co z Neptunem się o sztormowe fale kłócić, tak nie ma co się w tym „A gdybym…A może jeśli, ale dlaczego…” gubić. Są rzeczy większe od nas. Trzeba to uznać. Koniec i kropka.

Żałoba- ile dać jej czasu?

Trzeba dać żałobie tyle czasu ile go sobie od nas zażyczy. Nie kontrolujemy jej. Smutek, tęsknota, gniew, złość i nadzieja muszą mieć czas, żeby się w nas wysycić. Są jak morskie fale. Będą groźnie szaleć, kotłować się, atakować. Taka ich natura i takie ich prawo. Nie ma co ich przesadnie przyspieszać. Nie ma też co z nimi walczyć. Najczęściej jedyne co możemy zrobić, to czekać aż największa życiowa zawierucha minie.

Jednak jest tu mały haczyk. Warto mieć w sobie dużą na siebie uważność. To trudne, ale trzeba z miłością do siebie balansować pomiędzy akceptacją bólu, bezsilności i niemocy, a tym, żeby nie pozwolić tym stanom przejąć kontroli nad naszym życiem. Pułapka tkwi w fakcie, że w każdym z nas jest jakaś rana, dziura, czy siebie niekochanie, które probują się do smutku i żalu z żałoby przykleić. W każdym z nas jest jakaś mała dziewczynka, której ktoś kiedyś nie widział, a kiedy jest w żałobie dostaje czas, współczucie i uwagę. Nie śpieszy się więc, żeby żałobę zakończyć. Jest jakiś mały chłopiec, który nad swe siły musiał być kiedyś dzielny, a teraz może bez wstydu popłakać i bezradnością się swoją pocieszyć. Rozgaszcza się wiec w żałobie i nie idzie dalej.

Mówią, że co cię nie zabije, to Cię wzmocni…

Nie wspieram tej teorii. Niesie w sobie jakiś kult trudu. W jakiś pokrętny sposób każe być wdzięcznym za ból, który w pakiecie z życiem dostajemy. A tak naprawdę nie ma nic szlachetnego w bólu, a to czy nas akurat nie zabije, najczęściej jest kwestią farta, a nie naszych szczególnych mocy. Nie ma twardzieli wystarczająco twardych, żeby nie złamała ich życiowa zawierucha. Gdybym mogła radzić powiedziałabym, że nie ma co wzmocnienia w bólu i cierpieniu szukać. Kiedy przychodzi lepiej skupić się na tym, żeby po prostu przeżyć.

Jak? Nie chojraczyć, nie tupać nóżkami. Znaleźć w sobie skrawek woli życia, chwycić się go i uparcie się go trzymać. Oddychać głęboko i czekać. Czekać, aż przestanie pizgać złem. A potem zebrać to co z nas zostało, podsumować wnioski i patrzeć przed siebie. Bo życie jest za krótkie i za piękne, żeby nie cieszyć się nim przez ciągłe oglądanie się za siebie.

Podobne wpisy