Tango taniec, który musi wybrać Ciebie
Tango to taniec, który wybiera Ciebie. Jeśli Cię znajdzie i będziesz na niego gotowa da Ci kilka cudownych lekcji życia. Pozwoli Ci spotkać się z każdą częścią własnej duszy i ciała. Wydobędzie z Ciebie to co najpiękniejsze, najbardziej namiętne i najodważniejsze w kobiecie. A kiedy spotkasz odpowiedniego tanguero, poczujesz wszystko co w tangu jest zamknięte – pożądanie, euforię, smutek, tęsknotę, niezwykłą bliskość. Obetrzesz się może nawet o obsesję i nienawiść, ale będzie to jedno z najpiękniejszych wydarzeń w Twoim życiu i niezwykła kolekcja chwil do zapamiętania. Po co nam się tango w życiu przydarza? Zawsze, żeby nas czegoś nauczyć. Czasami też po to, żebyśmy zrozumiały, że tango nie jest dla nas. A czasami wręcz przeciwnie – żeby lepiej przygotować nas na cudowną milongę, którą jest nasze życie.
Tango taniec i konkurs z nagrodami
Tango taniec i wszechświat nieźle namieszali, posplatali wydarzenia i zakręcili ścieżkami w moim życiu, zanim dane mi było doświadczyć namiętnego tanga. Niektórzy tak mają, a ja jestem wsród nich – że o czymś pomyślą i się to dzieje. Zapragnęłam tańczyć tango, więc kilka dni później na fb koleżanka napisała, że chłopak szuka partnerki do tanga. Ma być z okolic i w okolicach 40. Znak! I konkurs! A ja konkursy wygrywać uwielbiam. Natychmiast poczułam się jak idealna kandydatka i złożyłam aplikację.
Koleżanka wymieniła nas kontaktami. Tylko, że potencjalny tanguero zamiast mi miło podziękować, że zaszczycę go swoim towarzystwem na kursie tanga, zaraz po oschłym hej „postawił sprawę jasno”. Nie szukam żony, dziewczyny ani kochanki, chcę tylko tańczyć tango – przeczytałam. Męska megalomania…uwielbiam wprost! Zazwyczaj wyzwala we mnie toro, który ma ochotę na tę czerwoną płachtę się rzucić. Tym razem jednak zagryzłam zęby, bo konkurs to konkurs i swoje prawa ma. Co więcej – zamierzałam go wygrać. Pomyślałam Ale Pacan! Adonis pieprzony jakiś…, ale grzecznie odpisałam, że jakoś wytrwam JEDYNIE tango z nim tańcząc. Nie zaczęło się obiecująco, ale umówiliśmy się na zapoznawczą kawę.
Tango taniec, który tańczyć można nie tańcząc
Spodziewałam się spotkać Pana Jestem Pępkiem Świata, ale spotkałam naprawdę fajnego faceta. Takiego do tańca i do różańca. I do pogadania o wszystkim. Wypiliśmy po dwie kawy zanim ustaliliśmy szczegóły dotyczące kursu. I tadam! Przystąpiłam do konkursu i dostałam nagrodę. Tylko przewrotny los zdecydował , że nie byłam wtedy jeszcze najwyraźniej gotowa poczuć czym naprawdę jest tango. Tańczyliśmy jakiś czas razem (razem w parze, bo duchem zdecydowanie osobno). Udało nam się chyba nawet nauczyć paru kroków. Prawdziwe jednak tango rozegrało się między nami dopiero pół dekady później. I to ono dało mi trzy piękne lekcje. Spotkaliśmy się przypadkiem i tym razem umówiliśmy na wino. Nie było ono chyba nawet argentyńskie, ale na chwilę zamieniło moje życie w pasjonującą milongę.
Tango to taniec różnych emocji*
To taniec emocji – od radości, szczęścia, namiętności, upojenia, pożądania po smutek, zazdrość, wściekłość czy nienawiść. Każdy z nas nosi w sobie całe spektrum emocji od tych negatywnych do pozytywnych. Wytańczyć można je wszystkie.* Wszystkie te emocje są w nas. Bywa, że siedzą gdzieś głęboko i same przed sobą je ukrywamy. Być może nie umiemy tam sięgnąć, może się wstydzimy, a może po prostu nie mamy wystarczającej do tego motywacji. Zdarza się, że znajdzie w nas te emocje jakaś książka, czy film, czasami robi to taniec, a czasami pojawia się znajomość, która uruchamia ich całe spektrum. Można się z nimi kłócić, udawać, że nie przyszły, ale można też na nie spojrzeć z dystansem i z ciekawością przejść przez to doświadczenie.
Doświadczyłam spotkania z najbardziej mroczną częścią mnie. Odważyłam się przeżyć złość, a przecież jest taka niedojrzała. Spojrzałam w oczy zazdrości, mimo, że unikam jej jak ognia. Zanurzyłam się w pożądaniu i pozwoliłam zawładnąć mu każdą moją komórką ciała, chociaż to takie zwierzęce. Poznałam nie tylko swoje potrzeby i ograniczenia, ale też siebie w najsilniejszym i najbardziej odważnym wydaniu. Tango przypomniało mi, że wszyscy jesteśmy i Słońcem i Księżycem. Żeby być pełnią musimy też tę ciemną (zazdrosną, nienawistną i rozpustną) część siebie uznać.
Tango taniec, a dominacja mężczyzny nad kobietą*
Tango łączone jest z namiętnością, seksem i rozpustą, ale też z dominacją mężczyzny nad kobietą.* Kobiecie, która na nic zazwyczaj w swoim życiu nie czeka – ani na zaproszenie, ani na pomocną dłoń, która życie zawsze bierze w swoje ręce – doświadczać tej męskiej dominacji jest naprawdę trudno. W tangu jest prowadzący i jest podążający. I o ile tańcząc pięknie jest się poddać prowadzeniu, zaufać i się w tym zatracić, o tyle w życiu czekać na zaproszenie do tanga jest naprawdę trudno. Warto jednak i tego doświadczyć. Dlaczego?
Świat lubi mówić nam co mamy myśleć i co mamy czuć. Skrajne feministki przekonują o równouprawnieniu w taki sposób, że prawie wstyd przyznać przed sobą, że świat zbudowany jest tak, że są rzeczy i męskie i kobiece. Z drugiej strony słyszymy, że powinniśmy być kobiece, delikatne i w tej kobiecości bezczynnie na mężczyznę czekać. Uważam, że warto wykorzystać każdą sytuację, żeby poczuć gdzie my w tym wszystkim jesteśmy. Czy to co czujemy jest naprawę nasze i czy nam służy. Albo czy to coś włożył w nas krzyczący, stereotypowy świat. Tango pozwoliło mi zrozumieć, że w tym dylemacie mogę być gdzieś pośrodku. Umiem przyznać (wbrew feministycznej modzie), że siłę i radość przynosi mi pełne oddanie się mężczyźnie. Znalazłam jednak też drugą o sobie prawdę. Nie ma siły dość potężnej, żeby zmusić mnie do czekania, aż tanguero (nawet najwspanialszy) akurat mnie zechce do tańca zaprosić.
Tango to 3 minutowy romans*
Tango to najpiękniejszy przykład uważności. To medytacja wręcz i niezwykła lekcja przeżywania życia tu i teraz. Tangueros kiedy tańczą widzą tylko siebie i liczą się tylko te trzy minuty, kiedy gra muzyka. Nie zastanawiają się, co było wcześniej, ani co będzie potem. Skupiają się na sobie i na tym co się między nimi wydarza. Zastanawiasz się czy to prawdziwe, czy tylko teatr może? To jest prawdziwe nawet jeżeli tangueros się nie znają wcale! Jest prawdziwe mocą przeżywanych emocji, zbudowanej bliskości, połączeniem dusz i ciał. Świat nas przekonał, że prawdziwe jest tylko to, co przyklepane, długotrwałe, nazwane i tysiąc razy potwierdzone. Prawdziwe natomiast jest tylko to, co prawdziwie jest przeżyte – bez udawania, bez masek, póz i figur społecznych. A ile czasu trwa – już ważne nie jest. Moje tango nauczyło mnie uważności, skupienia się na prawdzie we mnie, a nie na czasie, który nie ma znaczenia.
Gdy otwieramy się na drugą osobę, otwieramy swe serce, i pozwalamy płynąc emocjom, tango staje się prawdziwe i tylko wówczas można doświadczyć cudownej tajemnicy połączenia. Połączenia dusz i serc. I nie mówię tutaj tylko o zwykłej przyjemności bycia razem, przyjemności miłego spędzenia czasu z drugą osobą na parkiecie, czy nawet bycia w harmonii. Tango może być czymś więcej. Takie połączenie wymaga „innego poziomu”, innej percepcji. Takie tango to prawdziwe spotkanie, wręcz zjednoczenie dwóch ciał i dwóch osobowości.*
Każdemu życzę chociaż raz w życiu takiego tanga, takiego tanguero lub tanguera. Jest to doświadczenie prawie mistyczne, rozwijające i wzmacniające. Dla mnie obok moich trzech randek nie do zapomnienia, na pewno będzie tym do którego uśmiechnę się na starość:).
*We wpisie wykorzystałam fragmenty pięknego artykułu Luizy Alimiron „Tango argentyńskie – taniec duszy i serca”,który jest częścią jej pracy magisterskiej. Dziękuje, że mi przypomniałaś, jak pięknym przeżyciem jest tango i że mogłam Cię zacytować.