|

Mężczyźni kochają zołzy, ale czy bycie zołzą nie jest passé?

Nie zliczę razy kiedy z kobiecych ust usłyszałam zdanie: Mężczyźni kochają zołzy!  I nigdy do końca nie wiem, czy to zarzut do nich (mężczyzn), czy żal do siebie, że się zołzą nie jest. Te zołzy to podobno się znają na życiu, wiedzą, co zrobić, żeby facet był wierny, czuły, zabiegający, troskliwy i no żeby przede wszystkim był. A to, że ona zołzą nie jest wyjaśnia, czemu jej się z nim nie układa! Ech…Pchamy się (ja też, nie że tylko ONE) tam gdzie nas nie chcą, albo chcą nas tylko kawałek (cycki np), a potem beczymy w poduszkę, albo w koleżanki mankiet! Na koniec wpadamy na cudowne pomysły przeistoczenia się w zołzę w imię szczęścia i miłości. Nigdy nie pytana nie radzę, więc jeśli czujesz, że bycie zołzą jest dla Ciebie – śmiało! Ja twierdzę, że nie ma faceta wystarczająco doskonałego, żeby w treserkę…pfu w zołzę się zmieniać.

Mężczyźni kochają zołzy, czyli kim jest Pani Zołza?

Mężczyźni kochają zołzy, czyli kogo? I czy kochają? To dwa najważniejsze pytania w tej dyskusji. No i trzecie: czy na pewno i po co chcemy być zołzami. Według moich wielu koleżanek mężczyźni kochają zołzy, więc spójrzmy na tę Panią ich oczami! Zołza to kobieta manipulująca mężczyzną, wydzielająca siebie, swój czas, swoje wdzięki i swoje nim zainteresowanie. Oczekująca nieustającej adoracji i uwagi. Żonglująca emocjami, nastrojami. Kobieta obrażalska, roszczeniowa. I oczywiście karząca milczeniem manifestującym niezadowolenie lub rozczarowanie.  Zołzy to  kobiety potrafiące wymarzonych przez nich mężczyzn usidlić, zaobrączkować i utrzymać w ryzach. I czy taką kobietą chciałabym się stać? Wyliczającą swojemu mężczyźnie czas poza domem, pilnującą telefonu, uszczypliwą, podważającą zasadność jego przyjaźni, wątpiącą w jego umiejętności wszelkie, sprawstwo i dobre intencje?

Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?

Przyznajcie same! Nie brzmi to dobrze. No ale czemu więc Ci wspaniali i upragnieni przez nas mężczyźni kochają te zołzy? Czemu od nas kobiet fajnych, miłych, wspierających i niemalże doskonałych odchodzą wracając do wspomnianych wielokrotnie zołz? Odpowiedź jest prostsza niż można byłoby się spodziewać. Zaburzone mamy postrzeganie rzeczywistości. Mężczyźni kochający zołzy nie są wcale tak wspaniali jak nam się wydaje. A My mimo, że powinnyśmy siebie doceniać, przeglądamy się w zwierciadle swoich lęków, braków i wyimaginowanych niemożliwości. W efekcie włącza nam się program niezasługiwania na najlepsze i widzimy w mężczyźnie, więcej niż sam byłby w stanie o sobie wymyślić.

A prawda jest brutalna – mężczyźni kochający zołzy, to Ci których nie stać na fajne kobiety. Nie stać, bo z jakiegoś powodu w siebie nie wierzą, z jakiegoś powodu – być może z lenistwa, albo wiedzeni jakimiś własnymi lękami chcą być w takich relacjach. To mężczyźni wyspecjalizowani w budowaniu alternatywnej rzeczywistości (wszelkie bajki, romanse, flirty, praco, alko i inne „olizmy”). Oni naprawdę wierzą w to, że chcieliby żyć inaczej. Ci wyśnieni faceci naprawdę swoje wymówki postrzegają jak najtrudniejsze z trudnych i NAJPRAWDZIWSZE z prawdziwych przeszkody i ze swojego życia nie są gotowi odejść.

A te ich żony i narzeczone zołzy? One widzą ich inaczej. Na tyle inaczej, że boją się ich stracić, a że wierzą w siebie podobnie mocno jak i oni sami, to tańczą razem ten tresurzy taniec. One pilnują, oni uciekają. Oni grzeszą, one karzą. A fajne dziewczyny to widzą, ale zamiast spieprzać, gdzie pieprz rośnie kombinują jak tu Lady Zołzą zostać.

Bycie zołzą jest passé

Zołzowatość to mieszanka niewiary w siebie, nadmiaru wiary w przymioty mężczyzny i mnóstwo lęków własnych. Piekielną przyprawą tego wszystkiego jest determinacja w zdobywaniu, usidlaniu  i utrzymywaniu namierzonego osobnika. Skłamałbym pisząc, że nigdy mężczyźnie glorii nie dodałam, nie przeceniłam jego zasług, czy nie przeinwestowałam własnego czasu, zaangażowania i emocji budując z nim relacje. Nie skłamię również, że myśli zołzowate po głowie nie chodziły mi nigdy. Każda z nas ma za sobą związek, kiedy przeinwestowała, wierzyła za długo i walczyła za mocno. Dzisiaj jednak (z mądrością nabytą w pakiecie z wiekiem) stawiam tylko na mężczyzn, dla których zołzy są niewidzialne. Pewnych siebie, zdecydowanych w działaniu, niezależnych, świadomych swoich emocji i oczekiwań oraz pewnych swoich wyborów. W takich relacjach nie ma miejsca na wzajemnie siebie pilnowanie, zabraniane, karanie, tresowanie. Jest za to dużo przestrzeni na dialog, doświadczanie, poznawanie swoich granic i odkrywanie możliwości.

A co z determinacją w zdobywaniu, usidlaniu i zatrzymywaniu? Nie istnieje, bo (nie)zołza nie wyobraża sobie budowania czegokolwiek z kimś, kto ma wątpliwości, nie docenia bądź nie potrzebuje pełnego pakietu jej kobiecości (sensualność, inteligencja, towarzystwo, zaangażowanie, inspiracja, lojalność i wparcie), z kimś kogo musiałaby na siebie namawiać.  Kiedy mężczyzna sadza (nie)zołzę na ławce rezerwowej, pomiędzy swoimi wątpliwościami, niezałatwionymi sprawami, innymi kobietami czy swoimi „olizmami”, ona po prostu wstaje i mówi: NIE TO NIE! Szkoda czasu i energii na przekonywanie nieprzekonanych, zdobywaniu niezdobytych, gierki, maski i podchody. No bo po co być złośliwą zołzą, kiedy możesz być radosną sobą?

Więcej o relacjach damsko-męskich poczytasz TUTAJ

Podobne wpisy