Finansowy Ninja, czyli pozwólcie, że sprawdzę o co tyle szumu…
Dlaczego piszę o książce Finansowy Ninja. Otóż książka, której autorem jest Michał Szafrański będzie obiektem moich testów. Sprawdzę, czy jest o co robić tyle szumu po pierwsze. A po drugie, sprawdzę, czy to co wiem o rozwoju osobistym umiem zastosować w życiu.
Finansowy ninja, czyli co mnie podkusiło, żeby po tę książkę sięgnąć?
Kilka dni temu popłaciłam rachunki. Nic nowego powiesz. Prawda. Tyle, ze wszechświat był w tym miesiącu szalenie wobec mnie wymagający. Dużo mi tych rachunków zesłał. Ci, którzy nigdy mnie nie czardżowali i Ci, którzy którzy mawiali ” Dogadamy się” i Ci, którzy mawiali ” Ooo, sorki policzę niebawem – nie martw się!”. Wszyscy oni postanowili właśnie w tym tygodniu wystawiać mi fakturę. No co było robić? Opłaciłam. Po tym jak to zrobiłam zerknęłam na moje konto. Została suma trzycyfrowa, a z niej jeszcze na moich oczach „zeszły” ze trzy subskrypcje.
Mogłam się oczywiście popłakać, ale ja nie z płaczków. Ja się uśmiechnęłam. Szczerze i prawdziwie. Stwierdziłam, że ta „bieda” potrzebuje luksusowego i mądrego jej potraktowania. Kupiłam więc drogie – zwłaszcza jak na moje trzycyfrowe zasoby – prosseco i lody. Zjadłam kolację (czyli to prosseco i lody) i przystąpiłam do analizowania życia i finansów.
Jakiś czas temu zostałam blogerką i pisarką. Nie jest to łatwy chleb i o kołacze tu wcale nie jest łatwo. Tyle, że ja kołacze lubię i zupełnie nie planuję losu głodnych, ziębniętych i umęczonych pisarzy dzielić. jestem pewna, że jak się chce, to się rozwiązanie znajdzie. Ja chcę, więc szukam. Przypomniałam sobie o książce Finansowy Ninja. Od dawna miałam ją kupić i naprawdę nie wiem czemu tego nie zrobiłam. Zwłaszcza, że książki kupuję nałogowo, a Michał Szafrański jako blogger, pisarz i selfpublisher jest postacią barwną i bardzo inspirującą.