Cud się nie zdarzy, więc weź życie w swoje ręce

Cud się nie zdarzy, weź życie w swoje ręce

Kiedy rozmawiam z ludźmi o celach i marzeniach to bardzo często słyszę, że mi to łatwo powiedzieć! I to prawda! Powiedzieć jest mi naprawdę łatwo! Ale tu już moje łatwo się kończy. Serio. Nie mam żadnych supermocy, ukrytych talentów, ani recepty na pigułkę sukcesu. Więc jak to się dzieje, że realizuję cele, spełniam marzenia i żyję po swojemu? To jest i łatwe i trudne jednocześnie. Ktoś mi kiedyś dał dwie rady. Pierwsza, nie czekaj na cud, weź życie w swoje ręce. I druga – trzymaj się tego nawet wtedy, kiedy będą Ci mówić, żeś głupia.

Nie czekaj na cud, czyli co?

Cud to zdarzenie, którego wypatrujemy, kiedy sytuacja wydaje nam się podbramkowa, beznadziejna i niemożliwa do zarządzenia bez ingerencji Siły Wyższej. Istnieniu cudownych zdarzeń przeczyć nie próbuje, ale odważę się powiedzieć, że niestety ludzkim  zwyczajem stało się instytucji cudu nadużywanie.

Wokół króluje „jakoś”. Jakoś jest, jakoś się żyje, jakoś leci…A ja się pytam, gdzie jest jakość? O Pani! Jakość? Dla jakości to trzeba cudu chyba! Bo „Staremu” to się już tylko na kanapie chce siedzieć, w pracy, jak to w pracy – nic nowego. Na wakacje nie ma kasy…A marzenia? A o czym ja mam marzyć? Ja nie mam marzeń… No może marzeń i nie masz, ale wzrok jakiś smutny to już masz. I marazm na twarzy, i zniechęcenie w ruchach.

Skąd to jakoś?

To wynik beznadzieji, którą wpuszczamy do swojego życia przekonani, że życie samo się przeżyje, że się ułoży, że się zrobi, że się uda. A to się proszę Królowej samo nie zrobi, nic się samo nie ułoży, nie rozwiąże i nie przeżyje, bo cuda są przereklamowane.

Niech się wreszcie zdarzy cud, czyli dlaczego nie bierzemy życia w swoje ręce

Dlaczego wolimy czekać na cud niż działać i zmieniać jakoś w jakość? Dobre pytanie. Jaka jest odpowiedź? Bo to łatwiejsze. Jesteśmy leniwi, lękliwi, nie wierzymy w swoje możliwości, nie myślimy holistycznie, ani o sobie, ani o swoim życiu. Nie lubimy, bądź nie umiemy brać odpowiedzialności za siebie, swój sukces, swoje szczęście i swoje życie. Nie chcemy angażować czasu i energii. Chcemy coś mieć, jakoś żyć, ale przeraża nas to, co jest pomiędzy naszym chceniem, a tym czego chcemy. A jest tam dużo pracy nad sobą, nad celem i nad marzeniem – mnóstwo zmian, których musimy dokonać w sobie, w ograniczających nas schematach i przekonaniach.

Daj tabletkę!

Ponad dekadę temu zgłosiłam się ze swoim dzieckiem do pewnego Pana doktora. Problem był dość poważny – silna alergria pokarmowa i brak odporności, z którego za nic w świecie dziecko moje wyrosnąć nie chciało. Oczywiście liczyłam na tabletkę cud. Cena nieważna. Ważne, żeby zadziałała. Dostałam. Minimum pół roku absolutnego wykluczenia cukru. Całego cukru, czyli tego z owoców również. Nie poddałam się bez walki. Mądrowałam, negocjowałam….a może raz w tygodniu batonik…ale wie Pan jak to trudno…to przecież dziecko….bo w szkole….Doktorro popatrzył mi w oczy i spytał: Chce Pani mieć zdrowe dziecko, czy  poczucie, że leczy Pani dziecko? To jest Pani dziecko i Pani wybór. Pani najlepiej wie czy się da, czy się nie da. Jeżeli naprawdę się nie da, to się nie da.

Kurtyna

I to było wszytko w temacie. Chcesz mieć zdrowe dziecko, czy poczucie, że coś robisz? Chcesz mieć efekt, czy chcesz się oszukiwać, że działasz? To były dwa najlepsze pytania jakie kiedykolwiek ktoś mi zadał. I to tak naprawdę był początek mojego rozwoju osobistego. Tego dnia przestałam czekać na cud i wzięłam sprawy w swoje ręce.

Nie było cudu. Nie było cudownej tabletki. Musiałam przejść tę drogę sama. Czy była trudna? I tak, i nie. Były łzy dziecka, były niezadowolone miny babć, były niewygodne sytuacje i pokusy, żeby się ugiąć i zjeść coś słodkiego”tylko dzisiaj”. Z drugiej strony – cóż to za trud i cena za to, że dziecko przestało chronicznie chorować i że zmieniło się w moim życiu naprawdę wszytko?

Cud, dlaczego nie nadchodzi?

Nawet jeżeli nie jesteśmy leniwi, wycofani i lękliwi to dopaść nas może „dobro” instaświata i bzdur wtłaczanych nam przez pseudo kołczy, mentorów i nauczycieli duchowych.

Myśl pozytywnie, wizualizuj, mantruj, medytuj, proś a będzie Ci dane, bądź wdzięczna. Odpuść, a się wydarzy, pomyśl, a się stanie! Wystarczy jeden kurs, jedna książka, jeden weekend i będziesz rentierką, odnajdziesz sens życia, zbudujesz idealny związek, spełnisz każde marzenie i skończy się Twój wieczny ból dupy. Na tacy z jednej strony leży pigułka szczęścia i sukcesu w wersji instant. Z drugiej leży frustracja. Skąd ona? Bo kuźwa medytujesz, prosisz, modlisz się, palisz kadzidła, robisz wszytko, co kazali i dupa z tego. Cudu jak nie było, tak nie ma.

Nie chcesz być jedyną luzeką we wsi, nie chcesz być tą u której cud się nie wydarza, więc zaczynasz udawać szczęście, radość i pomyślność. Twoje nakilogramy wcale Ci nie przeszkadzają, brak związku Ci nie doskwiera, widoczki w telewizji są lepsze niż podróże, a o Mercedesie marzyć to przecież nawet w tych czasach Ci nie wypada. Okłamujesz samą siebie, że jest super i dalej czekasz na cud. Dalej się modlisz. Kupujesz kolejny kurs, kolejny notes w którym wreszcie napiszesz skuteczny plan zmiany. Idziesz do kolejnego guru, prosisz o translacje duszy, rytuał oczyszczenia i wróżbę tarota.

Cud jest przereklamowany

A z  likwidacją życiowych bóli dupy jest najczęściej tak, jak z leczeniem alergii mojego dziecka. Rozwiązanie najczęściej leży tuż pod nosem, ale prawie nigdy nie jest pigułką działająca rapid cuda. Jeżeli prawdziwie szukamy rozwiązania naszej bolączki, to w sekundę nam się ono pojawi. Niestety,  znakomita większość z nas będzie z tym rozwiązaniem dyskutować tak jak ja próbowałam dyskutować z doktorro. To nie dla mnie, to za trudne, Tobie to łatwo powiedzieć, bo Ty mnie nie rozumiesz, bo ja nie mam pieniędzy, bo ja nie mam czasu, a może od jutra, a na końcu….a może zdarzy się cud…

Najprawdopodobniej się nie zdarzy, więc może od razu lepiej postawić sobie złote pytanie mojego ulubionego doktora: Chcesz być zdrowa, szczęśliwa, bogata, spełniona, czy chcesz mieć poczucie, że coś w tym kierunku robisz?

Wróżki, gusła i mentorzy

A czy wróżki, Kołczów, mentorów, numerolożki, karty anielskie i fusy z kawy należy zupełnie porzucić? Nie! Nie ma nic złego w rozwoju osobistym i duchowym. To wspaniała droga do poznała siebie, to narzędzie, które pozwoli Ci siebie i pewne zależności rzadzące Twoim życiem zrozumieć, ale żaden mentor, żadna wróżka i żadna świeczka mocy za Ciebie Twoich problemów nie rozwiążą. I Ci mądrzy i odpowiedzialni nauczyciele ZAWSZE Ci o tym mówią! Nie ma pigułki działającej cuda, jest droga. Czasami pełna zakrętów, najczęściej wiedzie pod górkę, z mnóstwem pułapek, łez i wielkich wkurwów, ale to Twoja droga ku jakości, zdrowiu, tw którą naprawdę warto wyruszyć!

A co zamiast cudu?

Po pierwsze prawda. Jeżeli chcesz zmiany, jeżeli marzysz o jakości, to zacznij od prawdy: jestem gruba, jestem biedna, boję się bliskości. Po drugie, przytul te miejsca w sobie, które tak bardzo wstydzą się tego, że zawiodły. Tego, że nie dały rady, że pragną inaczej. Pobądź z nimi. One najpewniej są opowieścią o ranach z przeszłości.  O dorosłych, którzy zawiedli. Którzy czegoś nie zauważyli, nie kochali jak trzeba. Po trzecie, zdecyduj czego pragniesz i po to idź. Przygotuj się jednak na trudy. Pozwól sobie na to, że nie wszytko zadziała od razu, albo że nie zadziała wcale. To zadziałało u niego, czy u niej nie musi zadziałać u Ciebie. Każda droga jest dobra. Jeżeli chcesz to medytuj, mantruj, ćwicz jogę, albo rozmawiaj z Aniołami. Jednak nie z pozycji czekania na cud, tylko z pozycji poznania tego czego Co cię uwiera, czego Ci brakuje i co jeszcze masz w sobie zauważyć. Po czwarte, działaj. Twoja praca nad sobą i nad marzeniem to kluczowy składnik sukcesu. Jak bardzo byś się nie modliła i nie chciała i nie wizualizowała, to samo się Qurva nie zrobi.

Podobne wpisy